Hmm…
ZBLIŻENIE NARODOWE
HMM…
Rozpoczynam. Po półrocznej przerwie i świątecznej obietnicy wracam do moich felietonów, które będę pisał pod wspólnym tytułem „HMM...” Tytuł wynika z rysunku, a ten będzie ozdoba graficzną mojego felietonu na stałe. Wyjaśniam, że dostałem ten rysunek bezkosztowo, od mojego przyjaciela Andrzeja Mleczko (co nie było łatwe, i co bardzo mnie wyróżnia) I dlatego, że jego idea zawarta w przysłowiowym HMM, niesłychanie mi odpowiada, jako mój stosunek do otaczającej nas rzeczywistości, który powinien być wieloznaczny, wyważony, refleksyjny, i co daj Boże jak się uda, w miarę żartobliwy.
„HMM…” zawiera w sobie możliwość wielorakiej interpretacji. Może być znakiem zapytania, zdziwieniem, potwierdzeniem racji, ale tez wyrazem niedowierzania, co w opisie zdarzeń następujących w naszym kraju na pewno się sprawdzi. Po tym krótkim wstępie przechodzę do właściwej treści jednocześnie zaznaczając że kolejne felietony nie będą już miały wstępu, tylko od razu właściwą treść. Dziś właściwą treść adresuje do Państwa w ramach podtytułu:
ZBLIŻENIE NARODOWE
Staram się być wnikliwym obserwatorem różnych zjawisk a na przełomie roku zafascynowałem się czymś zdecydowanie zjawiskowym, emitowanym pod nazwą Sylwester Marzeń. Przyznam szczerze, że wielkie to widowisko obejrzałem i premierowo i w powtórkach bez dźwięku, czego nie będę tłumaczył. Proszę też nie myśleć, że jako twórca wielu programów rozrywkowych chciałbym recenzować to, co zobaczyłem, ponieważ moja etyka zawodowa nie pozwala mi recenzować konkurencji. Nie będę recenzował widowisk rozrywkowych, nie czuję się też na siłach do recenzji kolejnych osiągnięć np. Mistrza Krystiana Lupy. Chciałbym natomiast zwrócić uwagę na to, co uderzyło mnie w Sylwestrze Marzeń i proszę nie myśleć, że pójdę na łatwiznę i zajmę się tematem tęczowych opasek albo innych wydarzeń o których było głośno. Zafascynowała mnie dość oryginalna ale też bardzo konsekwentna choreografia, która stanowiła leitmotiv całości. Widać było, że robił to zespół jednolity w myśleniu, estetyce i chęci przekazania widzom jakiejś myśli, którą każdy z nas wiedząc o zakazach, nakazach, cenzurze, autocenzurze powinien podprogowo odczytać. Choreografia maskowana była zmieniającymi się kostiumami. Mimo, że do każdej piosenki obowiązywały inne okrycia ciała, ruch sugerował jedno. Tancerze przekazywali nam pewien sygnał trzymając w każdym tańcu jedną z rąk na swoim kroczu. Nie były to ręce nieruchome, w jednym tańcu falowały, w innym poruszały się wahadłowo, ale okolica krocza wyraźnie dawała nam do zrozumienia że jest to miejsce bardzo ważne. Tancerki tańczyły ze świadomością wagi męskiego krocza. Trudno mi jest słowami opisać ruch z którego korzystały. Wymaga on podskoku w rozkroku przy jednoczesnym wygięciu bioder i wypchnięciu łona do przodu. Jeżeli zespolimy wypchnięte łono z tym co tancerze uznają za swoje miejsce chronione to osiągamy prawie pewność że jest to metafora sygnalizująca nam bliskość zbliżenia (odczytując to właściwie i podprogowo) ZBLIŻENIA NARODOWEGO. Mam nadzieję, że nie pozostanie to wyłącznie w sferze marzeń i że to zbliżenie nie będzie tylko udziałem kolejnych sylwestrów ale przejdzie w naszą codzienność.